PODRÓŻ ELEKTRYCZNĄ IKONĄ

Mustangiem Mach-E ruszamy w Polskę

Z południa na północ. Z Krakowa przez mazowiecki Szydłowiec, Warszawę i Kaszuby, jedziemy nad sam Bałtyk, do Łeby. Trasa, którą odbywamy na pokładzie elektrycznego Mustanga Mach-E, liczy 780 km. Po drodze zadanie do wykonania. Stworzyć przewodnik po wyjątkowych miejscach w Polsce, takich, do których ikoniczna marka, jaką jest Mustang, po prostu świetnie pasuje. Na pierwszy ogień – krakowski butik z luksusowymi zegarkami o intrygującej nazwie "Rarist".

"Swobodne, dalekie podróże elektrykiem są niemożliwe". To pierwszy argument, który stosują wszyscy ci, którzy do elektromobilnej rewolucji są nastawieni sceptycznie. Owszem, może jeszcze kilka lat temu było to zgodne z prawdą, ale dzisiaj ma się tyle do rzeczywistości, co teorie o tym, że Ziemia jest płaska.

Co prawda, patrząc bez złudzeń, Polska wciąż jest na wczesnym etapie inwestycji w infrastrukturę do szybkiego ładowania, tak by korzystanie z elektryków o dużych bateriach i równie imponującym zasięgu, takich jak nasz Mustang Mach-E (98 kWh pojemności i możliwość ładowania prądem stałym o mocy 150kW, czyli 119 km przyrostu zasięgu w 10 minut), było całkowicie bezproblemowe. Już dzisiaj jednak mamy sporo ładowarek o dużej mocy, dzięki którym każda trasa może być z łatwością tak zaplanowana, by ładowanie było proste, przyjemne i niezbyt czasochłonne.

Ilość takich punktów na szczęście też stale rośnie, a zasięg samochodu takiego jak ten, którym wyruszamy w naszą podróż w wersji AWD, czyli z napędem na 4 koła – potrafi wynieść aż 540 km (610 km z napędem wyłącznie na tył), więc 20 minut spędzone na ładowarce wolniejszej, siedemdziesięciokilowatowej i tak spokojnie uzupełnia energię od 20 do 80 proc. pojemności baterii, czyli o ilość pozwalającą na spokojne kontynuowanie każdej podróży. To oczywiście dłużej niż tankowanie benzyny, ale też elektryki mają wiele zalet, którymi deklasują samochody z silnikami spalinowymi. Ale o tym za chwilę…

Na naszej oficjalnej trasie – nie licząc tej do samego Krakowa i powrotu z Łeby do Warszawy, które dodają do niej odpowiednio 290 i 450 km – będziemy więc musieli, według wstępnych obliczeń i jeśli ruszymy z baterią naładowaną na 100 proc., doładowywać się tylko raz. I to nie do pełna, co jest całkiem obiecującą perspektywą.

Wyprzedzając fakty, podczas tej, w sumie, czterodniowej wyprawy, sprawdzimy też po prostu, jakim samochodem jest najnowszy Mustang Mach-E. Jak sprawdza się jako SUV (bierzemy sporo bagaży plus sprzęt fotograficzno-filmowy), czy jest wygodny w trasie, jak jeździ, gdy droga robi się kręta i chcemy trochę przycisnąć – słowem, czy zasługuje też na miano prawdziwego Mustanga, a nie tylko dobrze zrobionego, elektrycznego SUV-a.

Tańsza eksploatacja
Korzystnie dla portfela i środowiska
Średnia kwota oszczędności: 8 537 zł. Kalkulacja bazuje na następujących wartościach: 15 000 km rocznie, zużycie paliwa 11,8 l/100, koszt paliwa 5,76 zł/litr, koszt energii elektrycznej 0,67 zł/kWh, wszystkie ładowania odbywają się w domu, zużycie energii 16.5 kWh/100 km.

Dawna stolica Polski, która nie cierpi samochodów spalinowych.

Kraków wydaje się być świetnym miejscem, by zacząć tego typu test. Przede wszystkim ze względu na to, że jest to jedno z tych polskich miast, w którym poziom zanieczyszczenia powietrza jest najwyższy, i którego smog oraz korki są wprost legendarne. Do tego w Krakowie samochody elektryczne mają dodatkowe przywileje. Nie tylko korzystają z buspasów i parkują za darmo, jak w innych miastach, ale także mogą bez specjalnych pozwoleń wjeżdżać wszędzie tam, gdzie spalinowe samochody nie mają dostępu. Zgubiłeś się kiedyś spalinówką w Krakowie i dostałeś mandat, bo wjechałeś, niechcący, w tajemniczą strefę? Elektrykiem nie musisz się przejmować niedoczytaniem długich opisów pod znakami zakazu i jeździć wokół Plant.

Do tego to miejsce, w którym przy ulicy Szpitalnej, właściwie prawie przy samym krakowskim rynku, zlokalizowany jest pierwszy cel naszej podróży – butik sprzedający wyjątkowe zegarki o nazwie Rarist (od ang. Rare, czyli rzadki). Założył go Filip Sarna, pasjonat zabytkowych czasomierzy, które w żargonie nazywa się "vintage". Brak polskiego odpowiednika wynika najpewniej z tego, że słowo "zabytek" kojarzy się raczej z czymś, czego nie używa się na co dzień, czymś starym i w gruncie rzeczy nieprzydatnym, przeznaczonym wyłącznie do okazjonalnego oglądania.

Zegarki są jednak – podobnie jak samochody – przedmiotami wysoce funkcjonalnymi, a więc przydatnymi, niezależnie od wieku czy wartości, która często idzie w setki tysięcy, a nawet i miliony złotych. Choć mogą być po prostu biżuterią, muszą też przecież działać – wskazywać czas, podawać datę, czasami informować o fazach księżyca… A wszystko to dzięki mechanicznym "komplikacjom", które im bardziej zaawansowane, tym bardziej podnoszą ich cenę, podobnie jak ograniczenia ilości wyprodukowanych sztuk niektórych modeli.

Co Mustang Mach-E ma wspólnego z zegarkami? W obydwu kategoriach przedmiotów – samochodach i zegarkach - wraz z postępem technologicznym dużo się zmieniło. Nadal mamy czasomierze mechaniczne czy też automatyczne, ale istnieją też smartwatche. Nadal mamy samochody spalinowe czy spalinowo-elektryczne, ale pojawienie się coraz większej ilości całkowicie bezemisyjnych, pełnych elektryków jest nieuniknione. Te dwie grupy obejmuje więc ta sama rewolucja zmian w postrzeganiu i dlatego stanowią dla siebie nawzajem pewien interesujący punkt odniesienia.

Czy nie jest trochę tak, że niezależnie od pietyzmu i dokładności twórców tradycyjnych czasomierzy, zastosowanych technik, takich jak np. tzw. klatka tourbillionu, mająca niwelować efekt, jaki na pracę zegarka ma ziemska grawitacja, czy też np. konstrukcja "wiecznego kalendarza", który sprawia, że w danym modelu nie trzeba ręcznie zmieniać daty, bo zegarek sam wie, które miesiące mają ile dni, analogowe zegarki i tak nie są w stanie być tak dokładne i spełniać tylu innowacyjnych funkcji, co smartwatch? Nie da się na nie zadzwonić, ani przy ich pomocy sprawdzić maila czy odnaleźć właściwej drogi przez nieznane miasto.

Z Drugiej strony, czy smartwatch może być prestiżowy niczym zegarek mechaniczny? Czy może nosić miano ikony, jak niektóre, najsłynniejsze modele szwajcarskich marek, a nie tylko czegoś, co wymienia się na nowy model, jak tylko dokonuje się kolejny skok w systemach operacyjnych czy jakości podzespołów? Smartwatche są dopiero na początku swojej rynkowej drogi, podobnie, jak elektryki i niewykluczone, że tak jak niektóre modele zegarków elektronicznych (np. kultowe Seiko "Ghostbusters"), w przyszłości niektóre z nich też będą miały kultowy status. Trzeba tylko wybrać ten właściwy model.

Mustang Mach-E jest dla świata motoryzacji właśnie takim smartwatchem. Równie szybkim, co spalinowy odpowiednik – 5,1 sek. do 100 km/h, głównie dzięki 565 NM momentu obrotowego dostępnego niezależnie od prędkości, ale dużo bardziej zaawansowanym. Pozwalającym na właściwie autonomiczną jazdę, aktualizującym się samoczynnie i samoulepszającym - nowy system wgrywać się będzie samoczynnie, raz w roku, poprzez podłączenie do sieci. Dzięki czemu samochód, co roku będzie mógł być wzbogacany o nowe funkcje, poza tymi, które zostały przewidziane w podstawowej wersji oprogramowania.

A jednocześnie, podobnie do szwajcarskich zegarków i najlepszych smartwatchy, jest też świetnie wykonany. Nie chodzi tylko o spasowanie materiałów. Podczas wizyty w Rarist dużo czasu poświęcam na dokładne przyglądanie się mikrodziełom sztuki topowych szwajcarskich marek, dla których projektowały takie tuzy jak choćby słynny Gerald Genta.

Filip jest świetnym przewodnikiem. Opowiada mi o różnicach pomiędzy seriami o konkretnych numerach seryjnych, o zmianach, jakie były wprowadzane przez lata, które widzi tylko oko znawcy. O historiach i legendach, które wiążą się z powstaniem konkretnego modelu zegarka, a także o ich naprawianiu (pracuje dla niego zegarmistrz, którego wcześniej zatrudniała manufaktura Rolexa). Niektóre z nich mają 20 inne 40, a jeszcze inne 60 lat, ale nadal tak samo, jak przed laty, precyzyjnie wskazują czas i tak samo cieszą oko, gdy znajdują się na nadgarstku.

Gdy z butiku przenosimy się do kabiny Mustanga Mach-E, przechodząc z analogowego świata w cyfrowy, mogę powiedzieć, że czuję podobną ekscytację. Świetnie dobrano tu materiały, z jakich zrobione są poszczególne elementy kabiny, miękka w dotyku ekologiczna skóra, którą obszyto co się da, chłodne aluminium elementów wykończenia deski rozdzielczej i jedynego pokrętła, jakie znajduje się w samochodzie – tego regulującego głośność. Cieszy oko nawiązanie do tradycji. Deska rozdzielcza ma ten sam kształt, co w spalinowym Mustangu napędzanym pięciolitrowym V8.

Podobnie zresztą do tego kultowego muscle-cara nawiązują przednie i tylne światła samochodu, a także linia boczna, która przypomina coupé, ale tylko pozornie. To efekt wyjątkowych starań projektantów Macha-E. Sam dach pokryto czarnym lakierem, odcinając go od opadającej linii drzwi, tak, że samochód wydaje się optycznie niższy, ale nadal, w środku, ma odpowiednio dużo miejsca nad głowami pasażerów tylnego rzędu. Tzw. trompe-l'oeil, używając żargonu analogowego świata historyków sztuki, których w Krakowie wydaje się być pełno.

Do tego dochodzi jakość samego 15,5-calowego ekranu głównego. Owszem, mechanicznie giloszowany bezel czy tarcza, której każdy element, indeks, wskazówka, każda podrzędna tarczka chronografu ma inną fakturę to rzeczy, które robią ogromne wrażenie – szczególnie na mnie, człowieku, który docenia szczegóły. Dlatego też doceniam rozdzielczość ogromnego "tabletu" stanowiącego centrum dowodzenia funkcjami Mustanga, z którym mogę bezprzewodowo zsynchronizować smartfona dzięki Apple CarPlay i który działa wyjątkowo płynnie, szybko i oferuje przyjemne dla oka animacje.

Na koniec przenosimy się z powrotem do butiku. Na wyłożonych welurem tacach przede mną leżą błyszczące zegarki, niektóre z nich swoją wartością znacząco przewyższają samochód, którym tu przyjechałem. Bo pomimo wysokiej jakości haptycznej obcowania z Machem-E i innowacyjności jego technologii, jego cena, na tle konkurencji, nadal wypada bardzo atrakcyjnie.

Jego najtańsza wersja, z napędem na tył i baterią o pojemności 75 kWh (440 km zasięgu), załapująca się na rządowe dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych w rządowym programie "Mój Elektryk", kosztuje jedynie 216 120 zł. Ta, którą dzisiaj przyjechałem w odwiedziny do Ratista – 286 310 zł.

Na koniec szukam jednego analogowego zegarka, który jednak pasowałby do najnowocześniejszego z rodziny Mustangów. Gdy przeglądam zawartość gablot, przypomina mi się tradycyjny w tym modelu napis pod prędkościomierzem: "groundspeed", czyli "prędkość względem ziemi". To kolejne nawiązanie do historii modelu, którego nazwa wzięła się nie tylko od dzikich, amerykańskich koni biegających po preriach USA, ale także od niezawodnego i niezwykle skutecznego samolotu, North American Aviation P-51 Mustang, którego powstanie pomogło aliantom wygrać II Wojnę Światową.

To właśnie tego typu nawiązania do przeszłości i duma z niej sprawiają, że nasz"smartwatch na kółkach", jest już także ikoną swojej kategorii. Podobnie, jak niektóre modele zegarków mechanicznych, które oglądam w gablotach Rarista, a które znane są z tego, że jako pierwsze na świecie osiągnęły pewnego poziomu wodoszczelność - mogły więc być wykorzystywane przez wojskowych nurków - poleciały na księżyc czy były noszone przez prezydentów USA.

Na szczęście Filip jest też oficjalnym importerem kilku marek nowych zegarków. Szybko w oczy rzuca mi się inspirowany instrumentami lotniczymi, ceramiczny, czarny Bell & Ross. W końcu… skoro przyjechałem już innowacyjnym smartwatchem na kołach, to odrobina analogowej ekstrawagancji kontrastującej z nowoczesnością i niezwykłym postępem technologicznym nie zaszkodzi.

Wyjeżdżając z Krakowa, kieruję maskę w pełni naładowanego Mustanga Mach-E w stronę Mazowsza, gdzie w miejscowości Chlewiska, czeka na mnie pokój w jednym z najlepszych SPA w kraju. Ale o tym w następnym odcinku...

Ford | BRING ON TOMORROW

Ford Mustang Mach‑E

MOŻESZ MIEĆ ELEKTRYKA, A MOŻESZ MIEĆ IKONĘ.

100% Elektryczny
100% Innowacyjny

Sprawdź Skonfiguruj

Spokój i równowaga. Mustang Mach-E odwiedza wyjątkowe SPA

Ogromna, automatyczna brama otwiera się dostojnie. Po chwili bezszelestnie wtaczamy się elektrycznym Mustangiem na teren ogromnego parku okalającego dawny Pałac Odrowążów w Chlewiskach. Cel: skorzystać z tutejszego SPA i jednego z najbardziej znanych centrów biowitalności w Polsce.

Hotel Manor House SPA leży trochę dalej niż połowa drogi z Krakowa do Warszawy. Od momentu opuszczenia dawnej stolicy Polski, kierując się przesyłaną bezprzewodowo ze smartfona, wprost na 15,5-calowy ekran mapą, przejechaliśmy 175 km. Tylko trochę ponad tę wartość (około 15 km więcej) wyparowało z zasięgu podawanego przez komputer pokładowy Macha-E, o ładowanie jesteśmy więc spokojni.

Pagórkowaty teren w województwie świętokrzyskim pozwala, co prawda, często korzystać z trybu odzyskiwania energii przez silniki elektryczne (mogą one pracować w dwie strony, zarówno napędzając, jak i zwalniając samochód), ale także drenuje odrobinę akumulatory – głównie w sytuacjach wyprzedzania, gdy, najczęściej pod górkę, otwiera się na chwilę dodatkowy lewy pas, umożliwiający połknięcie maruderów i ciężarówek.

W samochodzie takim jak nasz Mach-E proces ten jest błyskawiczny a 580 Nm dostępnego na zawołanie momentu obrotowego wprost uzależnia. Wciskasz gaz i jak pocisk, bez żadnych opóźnień, wystrzeliwujesz w stronę horyzontu. Nie ma znaczenia czy stoisz, toczysz się 20km/h, czy rozpoczynasz proces wyprzedzania pędząc po drodze ekspresowej lub autostradzie. Trzeba się tylko pilnować, żeby nie wpaść w tarapaty, przekraczając dozwoloną prędkość. W sumie wystarczy zdjąć nogę z gazu, by samochód zaczął solidnie zwalniać.

ZAPLANUJ TRASĘ PODRÓŻY
FordPass EV Trip Planner
Dzięki inteligentnej funkcji planowania podróży FordPass EV Trip Planner możesz w łatwy sposób zaplanować trasę z postojami na doładowanie i odpoczynek oraz przesłać trasę bezpośrednio do nawigacji pojazdu. Podczas wyszukiwania celu podróży system wyświetla aktualny stan naładowania i dystans pozostały do przejechania. W razie potrzeby może wskazać na planowanej trasie publiczne stacje ładowania, aby zoptymalizować zasięg, wydajność, czas podróży i przerwy na odpoczynek.

Cały czas z włączonym "sterowaniem” jednym pedałem -gazu - czyli w takim trybie, w którym odzyskiwanie energii podczas zwalniania jest najmocniejsze i kompletne zdjęcie stopy z pedału przyspieszenia skutkuje hamowaniem samochodu aż do kompletnego zatrzymania.

Funkcja ta nie wymaga specjalnej adaptacji i bardzo łatwo do niej przywyknąć. Początkowo może sprawiać trudności, ale jedynie przy manewrach takich jak parkowanie – gdy samochód nie toczy się swobodnie, tylko dość szybko się zatrzymuje, wcześniej niż się tego spodziewamy. Już po pierwszych kilkudziesięciu kilometrach, zaczyna się jednak dziać odwrotnie. Po wyłączeniu sterowania jednym pedałem, gdy wracamy do kontrolowania samochodu w tradycyjny sposób, czyli przy pomocy gazu i hamulca, kiedy auto zaczyna się po prostu swobodnie toczyć, nie zwalniając, ma się wtedy przez ułamek sekundy nagłe poczucie braku kontroli – percepcja kierowcy tak szybko się zmienia i przestawia na to, że w Mustangu właściwie nie trzeba nigdy hamować.

W trasie jedziemy cały czas w podstawowym z trzech trybów jazdy, Active, czyli zrównoważonym trybie, skalibrowanym do codziennej jazdy. Gdy dojeżdżamy na miejsce, spokój i cisza panująca w Hotel Manor House SPA sprawiają, że natychmiast, na ekranie multimediów, wciskam ikonkę z symbolem przedstawiającym samochód, dzięki której mam dostęp do wszystkich jego funkcji i wybieram, jednym kliknięciem, oszczędzającą energię opcję "Whisper". Cichutko wtaczamy się na teren hotelu, myśląc o tym, że jeśli coś pasuje do pojęć "wellness", "well-being", dobrostanu czy wypoczynku, to musi to być, poruszający się tylko w akompaniamencie dźwięku pochodzącego od opon, elektryk.

Do Chlewisk trafiamy bardziej z ciekawości. Nie jesteśmy przecież jeszcze zmęczeni. Szklany dach nad naszymi głowami wzmaga poczucie przestrzeni w samochodzie i dodatkowo relaksuje w dłuższej trasie. Tak samo jak ośmiostopniowa, elektryczna regulacja podgrzewanych foteli (jest też podgrzewana kierownica i przednia szyba), co pozwala nam na wygodne ustawienie wszystkiego tak, by po opuszczeniu samochodu czuć się właściwie tak samo świeżo, jak przed wyruszeniem w drogę.

Do tego kawałek pokonany po ekspresówce pozwolił nam już na sprawdzenie działania aktywnego tempomatu, który… właściwie mógłby zmienić Mach-E w samochód w pełni autonomiczny. Zaawansowanie i innowacyjność technologiczna nowego Mustanga fascynują. Oczywiście nadal musimy trzymać kierownicę, nadal musimy uważać na to, co dzieje się na drodze, choćby dlatego, że nie ma jeszcze odpowiednich przepisów, pozwalających na autonomiczną jazdę w Europie, które w przyszłości mają objąć konkretne odcinki dróg np. takich jak trasa S7. Wtedy pewnie, aktualizując się samoczynnie, Mach-E będzie mógł stać się w pełni samowystarczalnym pojazdem mogącym jechać, podczas gdy kierowca czyta książkę.

Jednak już teraz mamy do czynienia z modelem, który sam trzyma się pasa, sam skręca, sam zwalnia, gdy wykryje przeszkodę i sam przyspiesza, gdy zniknie ona z pola widzenia. Nie mówiąc już o tym, że sam awaryjnie hamuje, gdy wykrywa poważniejsze zagrożenia. Do tego jego tempomat działa na tyle dobrze, że po włączeniu kierunkowskazu płynnie przyspiesza przy zmianie pasa. Nie ma więc zagrożenia zajechania drogi samochodom jadącym z tyłu (przed nimi ostrzega system monitorujący martwe pole samoczynnie korygując tor jazdy tak, by nie otrzeć nas o samochód jadący sąsiednim pasem).

Nie jesteśmy więc zmęczeni, za to jesteśmy głodni. Parkujemy więc Ikonicznego Mustanga w wersji elektrycznej na jednym z hotelowych parkingów tuż obok lądowiska dla helikopterów. Nasz imponujący pokój znajduje się na poddaszu pałacu. Już po wejściu do niego doznajemy kolejnej fali uczucia czekającego na nas tutaj komfortu i relaksu. W sumie, zupełnie jak po wejściu do Macha-E . Na zewnątrz leje, więc specjalnym szklanym łącznikiem przemykamy szybko przez teren parku, do Stajni Platera, o oryginalnej żeliwnej konstrukcji z 1886 roku, nadal podtrzymującej dach i półpiętro. W środku znajduje się restauracja serwująca m.in. dania kuchni wegańskiej i bezglutenowej.

Zarówno tatar z kaszy jaglanej i suszonych pomidorów, jak i bezrybna wersja "śledzia" zrobiona m.in. z selera i kopru włoskiego, robią na nas duże wrażenie. Następnego dnia kosztujemy też tradycyjnej kuchni polskiej – rosół z pręgą wołową, zupa borowikowa, policzki wieprzowe duszone w czerwonym winie i pierś kaczki w majeranku to dania, na myśl o których, pisząc te słowa, robię się głodny. Jedno jest pewne, każdy znajdzie coś dla siebie w czterech z dostępnych kart dań. Szczególnie że w tym SPA, do spraw wypoczynku podchodzi się holistycznie. Czyli jedynie najczystsza woda ożywiana "systemem Grandera", jedynie organiczne, wyhodowane w sposób zrównoważony składniki i produkty. Takie podejście dobrze pasuje do zmian, które zachodzą w świecie i których wynikiem jest także elektromobilna rewolucja.

Po jedzeniu, gdyby nie padało, można by udać się na spacer albo drzemkę w hamaku. My robimy zdjęcia samochodu, którego głęboki, czerwony lakier wspaniale kontrastuje z parkową zielenią. Potem sprawdzamy, co do zaoferowania ma tutejsze SPA. Ale może łatwiej byłoby wymienić to, czego tu nie ma…

Po pierwsze Manor House oferuje program skupiony na biowitalności. To seria kuracji odmładzających, które stanowią alternatywę do inwazyjnych zabiegów chirurgicznych czy kosmetycznych. W ramach terapii można skorzystać z kryształowego łoża harmonizującego czakry (7 centrów energetycznych w naszym ciele), dzięki któremu uwalniane są przepływy energii pomiędzy ciałem a duszą. Można odbyć seans na kamiennych łożach, podczas którego nasze ciało się regeneruje i rozluźnia, m.in. dzięki muzykoterapii – dźwiękom wydawanym przez tybetańskie gongi i misy o specjalnych częstotliwościach. Jest też generator plazmy i diagnostyka kwantowa, a także balansowanie plazmowe dr. Keshego, podczas którego zakładamy na głowę kosmicznie wyglądający hełm podłączony do maszyny, która zarządza naszymi przepływami energetycznymi, porządkując nasze myśli i emocje.

Oczywiście patrząc na to, nie mogę przestać myśleć o przepływach energetycznych w naszym Fordzie Mustangu, ale to klątwa bycia dziennikarzem motoryzacyjnym. Reszta SPA jest bardziej tradycyjna, tj. mniej wywodząca się ze wschodniego mistycyzmu (pominąłem jeszcze kilka miejsc mocy służących do medytacji), a bardziej z naszego europejskiego podwórka. Jest oczywiście ogromny, bezchlorowy basen, sauny, łaźnie rzymskie, gabinety masażu, oferujące multum pielęgnacyjnych zabiegów na twarz i ciało. Jest witalna wioska, z chatą solną, sauną, ruską banią i baliami z gorącą oraz zimną wodą. Podoba mi się taka nordycka idea SPA na świeżym powietrzu, więc postanawiam z wioski skorzystać i sam wchodzę do wielkiej balii.

Następnego dnia, gdy opuszczamy Manor House, nadal leje. Deszcz również ma w sobie coś kojącego, szczególnie w tak pięknych okolicznościach. Ponownie poruszając się w trybie Whisper przez wielki park, choć spędziłem tu jedynie 12 godzin, czuje się odprężony jak po dobrych wakacjach.

To też dlatego, że otacza mnie samochód, w którym nic mnie nie denerwuje i o którym wiem, że bezpiecznie oraz komfortowo dowiezie mnie do Warszawy. Nie tylko dzięki aktywnym systemom i czujnikom, które po części wykorzystuje ten jego niesamowity tempomat, ale także napędowi na cztery koła. Stolica to półmetek naszej podróży, do którego mamy 138 km. Miejsce, w którym czeka na nas wyjątkowe kulinarne przeżycie w innowacyjnej restauracji Concept13.

Ale o tym w następnym odcinku naszego przewodnika.

Ford | BRING ON TOMORROW

Ford Mustang Mach‑E

MOŻESZ MIEĆ ELEKTRYKA, A MOŻESZ MIEĆ IKONĘ.

100% Elektryczny
100% Innowacyjny

Sprawdź Skonfiguruj

Ford Mustang Mach-E. Gdy liczy się innowacyjność

Jesteśmy na półmetku naszej podróży z południa na północ Polski, w poszukiwaniu ciekawych, inspirujących miejsc. Zatrzymujemy się w Warszawie, nie tylko dlatego że znajduje się mniej więcej w połowie drogi do celu. Po prostu korzystanie z samochodu elektrycznego w miastach takich jak stolica ma ogromny sens.

Na stole przede mną pojawia się grubo ukrojony kawałek grillowanego pomidora z salsą verde i sardynką, pierwsze z dań z dzisiejszego menu degustacyjnego, które przygotował szef kuchni restauracji Concept13, pochodzący z Damaszku Rabie Abed Alsalam. Dokoła mnie panorama dachów tej części śródmieścia. Siedziba Polskiej Agencji Prasowej, modernistyczny biurowiec Banku Gospodarstwa Krajowego. W tle azymut, po którym warszawiacy zawsze mogą zorientować się, gdzie właściwie się znajdują, czyli Pałac Kultury i Nauki.

Jeśli chodzi o przystanki w trasie, to ten zapowiada się całkiem nieźle. Normalnie podróżujący przez Polskę pewnie starałby się ominąć zakorkowaną stolicę, ale celem naszej wyprawy nie jest wydajność mierzona czasem (a jedynie energią elektryczną). Zresztą samochodem takim jak Mustang Mach-E odwiedziny w Warszawie są właściwie bezbolesne.
Po zjeździe z ekspresówki dojeżdżamy pod sam budynek Domu Handlowego Vitkac, w którym mieści się restauracja, korzystając wyłącznie z buspasów. To miłe uczucie i przywilej każdego kto jeździ elektrykiem, przemykać bokiem podczas gdy inni stoją w korku.

Ładowanie
Łatwe i wygodne
Mustang Mach-E wyposażony jest w dwa kable służące do ładowania: uniwersalny do ładowania w domu oraz drugi do ładowania na stacjach publicznych prądem zmiennym. Kabel uniwersalny przeznaczony do użytku domowego ma wymienne adaptery, dzięki czemu można go podłączyć zarówno do gniazd domowych, jak i przemysłowych. Do ładowania na stacjach publicznych, które nie posiadają wbudowanych własnych przewodów, służy kabel umożliwiający ładowanie prądem zmiennym.

Smak pierwszy: tankowanie

Parkujemy również za darmo, pod jedną z dostępnych, szybkich ładowarek, których w stolicy jest naprawdę sporo. Skoro zaraz będziemy się wgryzać w pięciodaniowy obiad, dlaczego przy okazji nie podładować Mustanga. Szczególnie że z 540 km zasięgu, po przejechaniu 328 km, zostało nam w akumulatorach trochę ponad dwieście kolejnych. Za to do celu mamy aż 465 km (z jednym przystankiem po drodze), więc i tak musielibyśmy pewnie gdzieś stawać i uzupełniać prąd.

A skoro do wyboru jest kanapka na stacji benzynowej albo obiad gourmet w jednej z najlepszych i najbardziej innowacyjnych restauracji w kraju… wybór nasuwa się sam. Myślę o pełnym zasięgu w najbardziej innowacyjnym samochodzie, jaki jest obecnie dostępny na rynku, czyli właśnie Machu-E, i tym, że będzie po prostu czekał na mnie, naładowany po powrocie na parking.

To kolejna zaleta elektryków – tankowanie, podczas gdy my robimy co innego. Omiatam jeszcze raz widok z ostatniego piętra, zaprojektowanego przez Stefana Kuryłowicza budynku i wbijam widelec w pachnącego dymem pomidora.

Smak drugi: zasięg

Concept13 wybraliśmy nie bez powodu. To restauracja, która słynie z innowacji i dlatego też pasuje do ikonicznego Macha-E. To właśnie tutaj po raz pierwszy, dawno temu jadłem dania wykorzystujące koncepcje kuchni molekularnej. Dziś czeka mnie uczta złożona z nieoczywistych połączeń smaków i faktur – jednak jak przystało na wysoki poziom oferowany przez ten lokal, zawsze idealnie balansująca pomiędzy pozornymi skrajnościami.

Podobnie jest z samochodami elektrycznymi, które u wielu kierowców budzą skrajne emocje, ale także świetnie potrafią pozorne skrajności łączyć. Dlaczego? Normalnie przez większość roku, z wyjątkiem okazjonalnego, wakacyjnego wypadu na letni lub zimowy urlop, większość z nas pokonuje dziennie około trzydziestu, maksymalnie pięćdziesięciu kilometrów. Mustang na co dzień oferuje 540 km zasięgu czy też 610 km (Mach-E w wersji z napędem na tył). Oznacza to, że możemy ładować nasz samochód co minimum dziesięć i maksimum nawet dwadzieścia dni! Czy kupując benzyniaka sprawdzamy, ile litrów paliwa mieści się w baku? Niekoniecznie. Czy z samochodem elektrycznym takim jak Mach-E da się żyć w mieście, ale także pokonywać trasy? Jak najbardziej.

Smak trzeci: innowacje

Na początek innowacje w kuchni – niekoniecznie musi to być od razu kuchnia pisana ciekłym azotem, molekularną pianą i deserem, który nie służy do jedzenia. Na stół wjeżdżają pękate agnolotti, nadziane pikantną 'ndują, z kremowym jogurtem, posypane startą skórką od cytryny. To dowód na to, że wystarczy przemyślenie na nowo pewnych koncepcji i ponowne złożenie ich w całość, tyle że w nieoczywisty sposób.

Analogicznie w Mustangu Mach-E mam zwykły kluczyk, który ma różne niezwykłe funkcje, np. gdy wychodzę z zasięgu czujników auta, samochód sam się zamyka. Gdy machnę nogą pod zderzakiem, sam otwiera bagażnik. Gdy przypiszę mu profil użytkownika, wie, jak ustawić siedzenie, lusterka, a nawet temperaturę i czy lubię, by było włączone podgrzewanie kierownicy (i na jaki poziom), gdy wsiadam. Niby tylko kluczyk do samochodu...

Oczywiście na tym lista innowacji się nie kończy, a dopiero zaczyna. Pomijam fakt, że mam fantazyjne klamki w formie małego guzika, umieszczonego na słupku B. Mogę też ten samochód otwierać bez kluczyka. I to na dwa sposoby. Pierwszy – za pomocą kodu, wciskając ustaloną kombinację cyfr, które w magiczny sposób pojawiają się na słupku nad designerską, delikatną klamką. Drugi – za pomocą telefonu, gdy skonfiguruję sobie aplikację Ford Pass.

Smak czwarty: zdalnie

Gdy kończę kolejne danie - gotowany kulbin z cukinią i sosem ponzu - przypomniawszy sobie o aplikacji na telefonie, sprawdzam poziom naładowania. Nie, nie smartfona. Samochodu. Oczywiście jest już pełny, a ja w sposób odrobinę niezgodny z etykietą zajmuję nadal ładowarkę. Mam tylko nadzieję, że nikt nie czeka na swoją kolej, bo przede mną jeszcze deser.

Ford Pass umożliwia mi nie tylko zdalne sprawdzenie rzeczy takich jak ilość prądu w akumulatorach. Z dowolnego miejsca na świecie mogę zlokalizować samochód, otworzyć go i zamknąć, uruchomić i zgasić. Nagrzać go lub schłodzić zanim do niego wsiądę w zimny lub gorący dzień. Zresztą wspomniane profile kierowcy mają wpływ na więcej rzeczy niż tylko to, o czym wspominałem wcześniej, np. zmieniają wygląd i konfiguracje multimediów, w których możemy sobie dowolnie, na ekranie ustawiać w kolejności najbardziej potrzebne nam funkcje samochodu - wyświetlane na ekranie w formie kafelków.

Smak piąty: indywidualizacja

Czas na deser, czyli sernik z truskawkami i rozmarynem, który ma formę lodów na patyku i smakuje jak esencja owoców i ziół. Całość doświadczenia oceniam na "dziesięć na dziesięć" pomimo tego, że nie miałem absolutnie żadnego wpływu na wybór któregokolwiek z dań.

Ford Mustang to też solidna "dziesiątka". Mimo, że w odróżnieniu od dzisiejszego menu degustacyjnego, w tym samochodzie mam akurat wpływ na większość rzeczy. Wszystkich tych, które mogę samodzielnie skonfigurować. Do tego jeszcze – dzięki uczeniu maszynowemu – jego system operacyjny SYNC4A poznaje moje preferencje i dostosowuje się do nich, trochę tak, jak w ulubionej knajpie, w której kelner wie już, który stolik najbardziej lubimy i jaką przystawkę podać, bo zwykle zamawiamy ten sam zestaw.

Mustang uczy się na przykład w kontekście nawigacji czy rozpoznawania naturalnej mowy, przy wydawaniu komend głosowych. Automatyczne aktualizacje oznaczają, że funkcje te będą się jeszcze bardziej ulepszały wraz z upływem czasu. Trochę tak, jak w zmieniającym się sezonowo menu, wstajemy rano, a nasz samochód przez noc wzbogacił się o nowe funkcje, czy też sam się zdiagnozował i software'owo naprawił. Oczywiście, jak w dobrej restauracji, nie oznacza to, że z karty znikają pewne żelazne, ulubione pozycje - samochód ten po prostu nieustannie sam się ulepsza. W przypadku Mach-E mamy więc nie tylko wpływ na kolor, napęd czy pojemność akumulatorów przy zamawianiu auta, ale też to, jak ono się potem względem nas zachowuje, dostosowując się do potrzeb.

Dzięki temu podróże takie jak nasza to czysta przyjemność. Szczególnie po wizycie w miejscu, które jest na szczycie kulinarnej mapy Polski. A propos map. Ruszamy w dalszą drogę. Następny przystanek to kolejne wyjątkowe w skali kraju miejsce, i to bez najmniejszej przesady…

Ford | BRING ON TOMORROW

Ford Mustang Mach‑E

MOŻESZ MIEĆ ELEKTRYKA, A MOŻESZ MIEĆ IKONĘ.

100% Elektryczny
100% Innowacyjny

Sprawdź Skonfiguruj

Doświadczenie wyjątkowości. Mustang Mach-E odwiedza Pacółtowo

Tuż przed finałem podróży elektrycznym Mustangiem z południa na północ Polski skręcamy na Warmię, by odwiedzić całkowicie wyjątkowe w skali kraju miejsce. Pomimo że znajduje się z dala od utartych szlaków, dużych, miejskich ośrodków czy autostrad – położone jest wśród pagórków, pól i lasów – nasz samochód wyjątkowo dobrze do niego pasuje.

Wąska i kręta droga prowadzi nas wzdłuż brzegu jednego z licznych w tej okolicy jezior. Od wyruszenia z Warszawy minęły jakieś 3 godziny, przez które, jeszcze nie ukończoną trasą S7 i lokalnymi drogami, pokonaliśmy do celu jakieś 213 km. Z punktu widzenia czasu – niezbyt wydajnie. Z punktu widzenia zużycia energii elektrycznej – przez spokojne tempo jazdy narzucone przez przebudowę drogi, która kiedyś połączy stolicę z Trójmiastem, w akumulatorach mamy aż 330 km zapasu.

To z kolei oznacza, że do ładowarki w Łebie, mecie naszej wyprawy, powinniśmy dotrzeć z około sześćdziesięcioma kilometrami dostępnego zasięgu! W sumie nie dziwne, w samochodzie, który ustanowił aż trzy rekordy Guinnessa. W tym jeden w wydajności na dystansie 840 mil ze zużyciem energii na poziomie 9,5kWh/100km...

Tryby jazdy
dostosowane do Ciebie
Ford Mustang Mach-E może dostosować się do Twojego nastroju, stylu jazdy i warunków drogowych. Wszystko dzięki trzem unikalnym trybom jazdy do wyboru: Active, Whisper i Untamed. Każdy z nich oferuje własny dźwięk silnika i kolor oświetlenia kabiny, a nawet ustawienia pracy poszczególnych układów.

Zamyślony i pogrążony w obliczeniach nie zauważam, jak asfalt znika, zamieniając się w kostkę brukową, prowadzącą przez wąską aleję drzew. Jazda elektrykiem to doświadczenie jazdy w ciszy i muszę przyznać, że jeśli chodzi o zawieszenie, to Ford również odrobił lekcję. Kocie łby wybierane są z dużą dojrzałością, każde potencjalne uderzenie jest rozmiękczane i wyciszane, nie ma mowy też o jakichkolwiek skrzypnięciach dochodzących z wnętrza pojazdu.

Całkiem imponujące, biorąc pod uwagę fakt, że samochód, którym jedziemy, to model usportowiony, który nazywa się "Mustang", a nie np. "Expedition King Ranch" (nieoferowany w Europie). Ale nie zadziwiające. W końcu mamy do czynienia z SUV-em, choć w wyjątkowych, ikonicznych szatach samochodu coupé. Marka Ford nie raz udowodniła, np. produkując samochody takie jak Ranger Raptor, że potrafi zrobić zawieszenie, które nie tylko sprawuje się podczas jazdy po zakrętach, ale też wprost płynie po nierównościach, połykając je bez trudu. Tak jadąc, mijamy tabliczkę "Pacółtowo".

Pierwszą rzeczą, jaka ukazuje się naszym oczom, jest stadnina. Dwie wielkie stajnie i stodoła, znajdujące się po lewej stronie drogi. W jednej z nich znajduje się klub jeździecki i małe muzeum powozów. Zaglądamy do niego później, by "porównać" poziom wykończenia pomiędzy nimi a naszym Mustangiem. Choć materiały były niegdyś dalece bardziej zróżnicowane, cieszymy się, że świat poszedł na tyle do przodu, że w samochodzie mamy dzisiaj nie tyle zielony welur i drewno, co ekologiczną skórę i aluminium. No i do tego, oczywiście, możliwość bezprzewodowego streamingu muzyki za pomocą Apple CarPlay czy Android Auto. Co pasuje nam dużo bardziej niż ewentualne podśpiewywanie woźnicy.

Stajnie to naturalne środowisko dla koni arabskich, małopolskich, wielkopolanów, ale nie dla dzikiego Mustanga. Choć do jego przepastnego, głównego bagażnika o pojemności 402 litrów (po złożeniu siedzeń nawet 1420 l.) z łatwością mieści się, oprócz naszego sprzętu i bagaży, ogromne siodło – co sprawdzamy – ten model lepiej czuje się na wolności niż w stajennych boksach.

Podjeżdżamy więc kawałek dalej, mijając stajnie, umieszczoną w stodole galerię sztuki, budynek obecnie nieczynnej restauracji, pod znajdujący się na szczycie niewielkiego wzgórza pałac. Już samo doświadczenie parkowania na podjeździe pod samym budynkiem dodaje doświadczeniu wyjątkowości, a to dopiero początek. Z przedniego bagażnika (pojemność 81 l.) wyjmuję torbę z aparatem i ruszam zwiedzać.

Do niedawna w Pacółtowie znajdował się butikowy hotel z dziesięcioma pokojami, SPA, basenem wewnętrznym i zewnętrznym i typowymi dla obiektów tej klasy udogodnieniami. Dzisiaj, pieczołowicie odrestaurowany pałac można wynająć, wraz z wyposażeniem, tylko w całości. Na wyłączność. To oznacza, że za względnie niewielką sumę, wraz z przyjaciółmi można poczuć się jak prawdziwy pan na włościach. We własnym pałacu, z wielkim salonem, jadalnią, fortepianem, pokojami urządzonymi wspaniałymi antykami, z prywatnym SPA, stadniną, i wspomnianymi basenami dostępnymi tylko dla nas.

Dlatego właśnie miejsce to trzeba uznać za wyjątkowe w skali Polski. Hoteli w pałacykach jest mnóstwo, między sobą różnią się tylko standardem. Jednak posiadłość do wynajęcia w całości – szczególnie o tej skali, nieposiadająca sąsiadów, z rozciągającymi się w około jak okiem sięgnąć Wzgórzami Dylewskimi i możliwością zatrudnienia prywatnego szefa kuchni – to rzecz zupełnie niespotykana.

Przez panoramiczne okno w salonie podziwiam okolicę i myślami wracam do Mustanga. Wiem już, że dzięki swojemu napędowi i pojemnym akumulatorom sprawdza się w trasie, zarówno podczas wyprzedzania, na drogach lokalnych, jak i gdy jedziemy po ekspresówce, używając inteligentnego, półautonomicznego tempomatu.

Wiem, że sprawdza się w mieście – szczególnie dzięki przywilejom, jakie mają samochody elektryczne, ale też dzięki temu, że jeżdżąc na co dzień, możemy go ładować nawet co 20 dni. Dzisiaj przekonałem się, że pasuje także do wsi – świetnie wybiera nierówności, a gdyby zaszła taka potrzeba, dzięki napędowi na cztery koła oraz dostępnemu natychmiastowo momentowi obrotowemu wynoszącemu 580 NM z łatwością pociągnąłby do Pacółtowa przyczepę z koniem.

Jednak co innego przykuwa moją uwagę, gdy patrzę, jak Mach-E stoi wśród żywopłotów i hortensji. Choć pozornie z pałacem nic go nie łączy, bo jedno to obiekt historyczny, a drugie pachnący nowością samochód, oba przedmioty mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać.

Pałac skrywa w sobie nowoczesną technologię, aktualizującą jego przeznaczenie do potrzeb gości w XXI wieku (klimatyzacja, sauna, w pełni wyposażona sala konferencyjna), Mustang także najwięcej zalet ma ukrytych w możliwościach samoaktualizujących się, zarządzających nim algorytmów. Pozwalających choćby na zdalne sterowanie nim za pomocą aplikacji w telefonie czy samoczynne ulepszanie i naprawianie się dzięki podłączeniu do Internetu poprzez modem Ford Pass Connect.

Zarówno samochód, jak i pałac wyjątkowo też przyciągają uwagę. Choć na dwa różne sposoby. Nie ma chwili, by na światłach ktoś się nie pytał, co to za samochód lub nie chciał sobie z Machem-E zrobić zdjęcia. A ze spokojnego, położonego na tysiącu hektarach posiadłości, ale jednocześnie kameralnego Pacółtowa, po prostu nie chce się wyjeżdżać.

Ale trzeba, bo meta w Łebie czeka...

Ford | BRING ON TOMORROW

Ford Mustang Mach‑E

MOŻESZ MIEĆ ELEKTRYKA, A MOŻESZ MIEĆ IKONĘ.

100% Elektryczny
100% Innowacyjny

Sprawdź Skonfiguruj

Meta nad morzem. Mustang Mach-E dociera do Zamku Łeba

Koniec liczącej 780 km trasy nie oznacza końca przeżyć. Choć w tym przypadku liczy się bardziej doświadczenie podróży niż sama destynacja, gdy Mustangiem Mach-E docieramy do Łeby, nie możemy narzekać na wybór miejsca, w którym znajduje się nasza meta. Wręcz przeciwnie.

Jeden z najbardziej popularnych nadmorskich kurortów może wydawać się odrobinę dziwnym miejscem do zakończenia epickiej podróży przez Polskę, odbywanej ikonicznym samochodem – wyznaczonej śladem wyjątkowych miejsc i przeżyć. Odpustowa Łeba, obwieszona reklamami, bannerami, oferująca niskiej jakości gastronomię i doznania estetyczne grubo poniżej polskiej normy sprawia, że wjeżdżając do niej elektrycznym Mustangiem, wyglądamy trochę jak przybysze z innej planety.

Jednak wizualny i przestrzenny chaos to jedynie kamuflaż. Po drugiej stronie wydm znajdują się piękne, szerokie plaże pełne drobnego białego piasku, pachnące wakacjami morze, a na wydmach jeden z najbardziej wyjątkowych hoteli na całym bałtyckim wybrzeżu – Zamek Łeba. Wystarczy nie opuszczać murów okalającej go posiadłości, by czuć się nie jak w Łebie, a raczej jak w podnowojorskich Hamptons, położonych na końcu wyspy Long Island, gdzie możni i bogaci tego świata lubią spędzać weekendy i wakacje. Jednym słowem: pasuje do naszego Mustanga.

BEZPIECZNY I PROSTY W OBSŁUDZE
innowacyjny design
Ford Mustang Mach-E nie wymaga tradycyjnego kluczyka ani nie posiada klamek. Szybki i łatwy dostęp do wnętrza zapewniają innowacyjne technologie łączności E-Latch i FordPass. Teraz, gdy zbliżasz się do pojazdu, system rozpozna Twój telefon lub kluczyk i podświetli przycisk na słupku drzwi. Wystarczy dotknąć przycisk, aby otworzyć drzwi. Gdy wysiądziesz z samochodu, system również automatycznie włączy blokadę.

Wracając do podróży z Warmii do Łeby: dojeżdżamy zgodnie z planem. Ze sporym zapasem energii w akumulatorach. Skręcając na wylocie z przedmieść Trójmiasta w stronę Wejherowa, wiem już, że na pewno dojadę do celu, nawet jeśli będę obchodził się z gazem jak neandertalczyk. To oznacza jedno. Palec wędruje mi w lewy górny róg 15,5-calowego ekranu systemu zarządzania Fordem Mustangiem Mach-E, wciskam symbol samochodu, by po chwili wybrać tryb jazdy, z którego jeszcze w tej podróży nie korzystałem, czyli "untamed" (co po angielsku oznacza nic innego jak "nieokiełznany").

Po wybraniu tej opcji w Mustangu Mach-E zachodzi głęboka, odczuwalna zmiana. Wiem to, bo w wyniku przejechania praktycznie całej Polski wzdłuż dowiedziałem się już, że to samochód kompletny pod względem kompetencji, niezależnie od tego, czy mówimy o zaawansowaniu technologicznym, wydajności energetycznej, jakości materiałów, pojemności obydwu bagażników, czy bezpieczeństwie. Przekonałem się, że to elektryczny SUV, który dowozi wszystkie te, czyniące go wyjątkowym, parametry bez żadnego problemu. Ale nie miałem jeszcze okazji sprawdzić, jakim Mach-E jest… Mustangiem.

Użycie słowa "kontrast" jest tu więc jak najbardziej na miejscu, gdy ten cichy i wygodny towarzysz podróży, za naciśnięciem przycisku, zmienia się w samochód sportowy. W ulewnym deszczu do Łeby jedziemy bocznymi drogami. Wąska i kręta asfaltowa nitka asfaltu położona jest pomiędzy szpalerami drzew. Prowadzę w trybie sterowania pedałem gazu, który świetnie sprawdza się podczas takiej dynamicznej jazdy i nie mogę uwierzyć, jak zachwycająco zachowuje się ten dosyć ciężki samochód w tak trudnych warunkach.

To sprawa nie tylko świetnych osiągów, 580 Nm momentu obrotowego, dostępnego natychmiast, 6,1 sekundy do pierwszej "setki" czy napędu na 4 koła, ale ustawienia całego zawieszenia, wyważenia układu kierowniczego oraz nisko położonego środka ciężkości – dzięki akumulatorom umieszczonym w podłodze.

Nie mogę się doczekać wersji GT, która będzie jeszcze szybsza, i tak jak nasz Mach-E przyspiesza 0,5 sekundy szybciej do 100 km/h niż oryginalny Shelby GT350 z lat 60, tak nadchodząca wersja GT jest właściwie tak samo szybka jak dzisiejsze, najnowsze Shelby GT500, które do tej pory było najszybszym Mustangiem w historii. Z tym że elektryk ma większy zasięg, bo 490 km zamiast 365 (średni Shelby GT 500 zużywa 16,7 l/100km) i o 12 NM większy maksymalny moment obrotowy (848 vs. 860 NM).

Jeszcze ważniejsze jest to, że jazda Mustangiem Mach-E w niesprzyjających warunkach jest pewna i wyjątkowo przyjemna. Szczególnie że im szybciej jedziemy, tym lepiej Mustang maskuje swoje gabaryty i nagle nie czuć, że podróżujemy dużym SUV-em, a mamy raczej wrażenie, że jedziemy dopasowanym do kierowcy samochodem sportowym. Do tego stopnia, że ze swoimi decyzjami związanymi z przenoszonymi przez zakręt prędkościami, teraz w deszczu, czuję się lepiej niż wcześniej, gdy pogoda dopisywała i asfalt był suchy, ale gdy jechałem w trybie Active.

Uczucie to wzmaga generowany przez głośniki, przyjemny, niedenerwujący bulgot. Nie udaje on słynnego, benzynowego, pięciolitrowego V8, ale przypomina coś zupełnie innego, nieznanego uchu, co jednak istotnie wpływającego na doznania z jazdy. Wszystko po to, żeby po wybraniu "untamed" nie mieć wątpliwości, że przekształciliśmy charakter samochodu – dźwięk dodatkowo zachęca do dynamicznej jazdy. Dzięki temu, że Mach-E świetnie przekazuje kierowcy, co dzieje się z kołami i podwoziem, zachęcając do dalszej eksploracji granic możliwości jego podwozia i przyczepności opon, mam ochotę, by podróż wcale nie dobiegała końca i żałuję, że tak późno odważyłem się odkryć ten szalony tryb, w którym podobno samochód potrafi też kontrolowalnie zarzucić tyłem, jak na prawdziwego Mustanga przystało.

Jednak Zamek Łeba czeka. Niedawno przejęty przez nową właścicielkę i już częściowo wyremontowany budynek, w którym wcześniej mieścił się hotel Neptun, to wakacyjny obiekt z tradycjami. Wybudowany ponad 120 lat temu, luksusowy kurort położony na samej plaży, w otoczeniu Słowińskiego Parku Narodowego, będącego rezerwatem biosfery UNESCO. Gustowny zameczek z wieżą, w której znajduje się jeden z apartamentów, przypomina hotele, o których do tej pory można było wyłącznie przeczytać w książkach Agathy Christie o przygodach Herculesa Poirota.

Duża, przeszklona weranda oferująca niezrównane widoki na Bałtyk, ogromny kominek w jednej z części, wysokiej na osiem metrów jadalni. Luksusowo wykończone pokoje, w których nowoczesny design łączy się z tradycyjnymi wzorami np. tapet (znów widzę tu analogię do naszego samochodu, o wyglądzie zainspirowanym legendarnym, benzynowym odpowiednikiem). Choć pogoda dziś nie dopisuje, goście mają też dostęp do dużego, zewnętrznego basenu i wspaniałego ogrodu. Część z nich zresztą pływa pomimo deszczu. Tu i ówdzie widać jeszcze ślady przebudowy z lat 90., ale cieszy oko fakt, że obiekt odzyskuje dawny blask, a w tak deszczowy dzień jako argument wystarczy mi świetna restauracja i piwniczka z winami, jakich trudno się spodziewać tak daleko od wielkich skupisk miejskich.

Jedyne, czego w Zamku jeszcze brakuje, to… ładowarki do samochodów elektrycznych. Choć to ma się podobno niedługo zmienić (jedyna podwójna ładowarka znajduje się w porcie w Łebie, co nie jest problemem, jeśli można sprawdzić poziom naładowania auta na telefonie). Póki co jednak nie mam wyboru. Podłączam samochód do zwykłego gniazdka znajdującego się w ogrodzie i idę popatrzeć na wodę. W końcu po weekendzie trzeba jeszcze wrócić z Łeby do domu, a nawet zwykłe gniazdko naładuje Mustanga do pełna w około 38 h, podczas gdy ja będę się relaksował, spacerując po plaży czy pływając w basenie. Przy ciągle jeszcze rozwijającej się infrastrukturze takie ładowanie też jest jakimś rozwiązaniem, bo to jakby stacja benzynowa znajdująca się w każdym budynku. Przydatne, gdy nie planujemy nigdzie się ruszać przez dłuższą chwilę.

Dwie rzeczy wiem na pewno. Drogę powrotną do Warszawy damy radę przejechać na jednym ładowaniu, bez przystanków. A sama podróż, jak zwykle z Machem-E, będzie znowu przyjemnością.

Ford | BRING ON TOMORROW

Ford Mustang Mach‑E

MOŻESZ MIEĆ ELEKTRYKA, A MOŻESZ MIEĆ IKONĘ.

100% Elektryczny
100% Innowacyjny

Sprawdź Skonfiguruj
uwaga

Niektóre elementy serwisu mogą niepoprawnie wyświetlać się w Twojej wersji przeglądarki. Aby w pełni cieszyć się z użytkowania serwisu zaktualizuj przeglądarkę lub zmień ją na jedną z następujących: Chrome, Mozilla Firefox, Opera, Edge, Safari

zamknij
Wyłącz Adblocka, aby w pełni cieszyć się zawartością tej strony.